Dużo się dzisiaj mówi o globalnym ociepleniu, efekcie cieplarnianym, śladzie węglowym pozostawianym przez wszystkich obywateli. Chociaż wiele wskazuje na to, że są to wydumane problemy, na których zarabia się potężne pieniądze, to zniszczenie środowiska jest faktem. Powstaje jednak pytanie, czy naprawdę winne są głównie złe nawyki konsumentów czy też korporacje, które je wytworzyły.
Pamiętam, jak za czasów siermiężnego PRL-u chodziło się na zakupy z własną, materiałową siatką, odbierało się mleko od mleczarza w szklanej butelce i nie było nigdzie wszechobecnego dzisiaj plastyku. Moja ciocia jeszcze w latach 80. przywiozła do Polski z Zachodu w prezencie plastykowe butelki, których u nas nie było. W wielu miastach jeździły elektryczne trolejbusy, które po 1989 r. zlikwidowano, a Polska miała dużą sieć połączeń kolejowych, z których także po latach zrezygnowano.
Można więc powiedzieć, że nawet w PRL-u życie codzienne toczyło się normalnie, blisko natury i nie było konieczności ograniczania wyrzucania opakowań czy siatek, których nawet nie było. Dopiero po 1989 r. z Zachodu przyszły do nas nowinki będące cywilizacyjnym „osiągnięciem”. Minęło kilka dekad, a politycy grzmią, że na skutek złych nawyków obywateli potrzeba wprowadzać bardzo drogie metody recyklingu i podatki ekologiczne.
Tymczasem to wszystko bierze się z tego, że wpierw politycy, pod wpływem korporacji, zgodzili się na wprowadzenie rozwiązań, które zniszczyły nasze środowisko i zmusiły władze do powstrzymania jego dalszej erozji. Jak zwykle jednak za zbrodnie wielkich i bogatych zapłacą najbiedniejsi.
Przy okazji próbuje się oskarżać o zanieczyszczenie środowiska Kościół katolicki, powołując się na słowa z Księgi Rodzaju: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28). Cytat ten miał jakoby służyć przez wieki za pretekst do niszczenia środowiska. Jest to oczywiście kompletnie oderwane od rzeczywistości, bo zatrucie środowiska na wielką skalę zaczęło się od rewolucji przemysłowej w XIX w., która z chrześcijaństwem nie miała nic wspólnego. Za zniszczenie całych ekosystemów w XX w., rzek, jezior, lasów i za narażenie wielu gatunków zwierząt na wyginięcie odpowiadają międzynarodowe korporacje.
Politycy przez dziesięciolecia przymykali oczy na działanie korporacji, które zarabiały miliony na rozwiązaniach szkodliwych dla ludzi i środowiska. Potem, pod wpływem tychże, zaczęli forsować ekologiczne rozwiązania, na których znowu najbogatsi zarabiają. Pod pretekstem ekologicznych podatków okrada się obywateli. We Francji Emmanuel Macron próbował w ten sposób dodatkowo opodatkować benzynę, ale musiał się z tego wycofać pod wpływem olbrzymich protestów społecznych.
Chris Klinsky o kosztach postępu
Powstaje w tym momencie pytanie o postęp oraz jego koszty. Do tej pory zbyt rzadko zastanawiano się nad złymi skutkami wprowadzanych rozwiązań technologicznych. Dochodzimy do takich kuriozalnych sytuacji, kiedy w imię postępu likwidowano tramwaje, a teraz w imię postępu się je przywraca. Likwidowano trolejbusy, a teraz wypowiada się o nich bardzo ciepło, jako o ekologicznym rozwiązaniu. Promuje się noszenie materiałowych toreb do sklepu, a przecież zaniechano ich właśnie w imię postępu, jakim były plastykowe siatki.
Czas na poważnie zastanowić się czego chcemy i jakim kosztem. Wciąż bowiem dokonuje się pewnych posunięć na ślepo. Kolejne sklepy wprowadzają papierowe torby, jako ekologiczna, choć droga alternatywa dla foliówek. Tymczasem eksperci donoszą, że wyprodukowanie papierowej torby wiąże się z emisją większej liczby zanieczyszczeń. Ktoś jednak na tym zarobi, zanim znowu nie wejdą kolejne odgórne zakazy. Obowiązkowe pobieranie opłat za foliówki od klientów jest zresztą kolejnym przykładem, jak w imię troski o środowisko robi się pieniądze. W działach owoców i warzyw foliówki mogą być rozdawane za darmo, ale przy kasach dolicza się za nich opłaty. Na nic to zasadniczo nie wpływa, poza tym, że ktoś znowu zarabia.
Chris Klinsky - autor książki "Wielka grabież. Jak okrada się nas pod pretekstem ochrony środowiska"
Comments